czwartek, 9 czerwca 2011

Remont ogrodu

Przez weekend udało mi się wyleczyć na tyle, żeby w poniedziałek do pracy pomaszerować. Pominąwszy moje zapalenie krtani mieliśmy też inne atrakcje w ten weekend. Z zamiłowaniem godnym krecika ryłam w ziemi, a konkretnie przesadzałam maliny. W czasie kiedy tu mieszkamy malinki są już drugi raz przesadzane. Tym razem już na stałe. W miejscu, gdzie były malinki jest już oczko wodne, brakuje w nim jeszcze roślin i najważniejszych mieszkańców - rybek.
Tak to wyglądało jeszcze w sobotę rano:
A tak mniej więcej wygląda teraz:

Mamy jeszcze duużo pracy, żeby doprowadzić ogródek do porządku. Darii najbardziej podobało się kopanie dziury pod oczko a potem wspinanie się na górę piachu. Muszę jeszcze wymyślić do zrobić z tą górką, nie może tak sobie figurować na środku ogrodu. Coś wymyślę, coś na pewno.
Wreszcie nauczyłam się robić warkocz dobierany. Mysia się cieszy, bo zawsze prosiła o taki a ja nie umiałam ale się naumiałam. Nie wychodzi ni to co prawda zbyt sprawnie, ale jest. Oto moje pierwsze warkocze:

Postanowiliśmy adoptować psa ze schroniska. Znaleźliśmy chow-chow, śliczny z bardzo smutnym spojrzeniem, sierść koloru brunatnego. Bardzo nam się spodobał, problem polegał na tym, że pies jest w Koszalinie. Hmm musieliśmy poszukać innego. Wyszukałam syberian husky, suczkę o pięknym niebieskim spojrzeniu. Niestety okazało się, że już ją ktoś wziął. Jak pech to pech. Ale nie ma tego złego co by nie wyszło na dobre. Mamy kandydatkę na naszego pupila domowego. Trzyletnia suczka husky, Fiona ślicznie ubarwiona :). Jutro mamy wizytację inspektora ze schroniska. Trzymajta kciuki. Idę spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz