czwartek, 15 września 2011

Daliśmy radę

Jest!!! Udało się!!! Udało się zrobić wypad do Barnimia. Mamy za sobą pierwszy wspólny spływ. Oczywiście trochę się bałam ale czego się nie robi. Zaczęliśy spływ na jeziorze. Dodam tak na wstępie, że wiało straszliwie i były duuże fale. Nie mogliśmy skręcić we wskazany przez kierownika wycieczki kierunek bo znosiło nas w trzciny. Na szczęście daliśmy radę i w końcu wpłynęliśmy do rzeki. Rzeką płynęło się spokojnie, było kilka przeszkód (drzewa w poprzek rzeki). Dobrą godzinkę tak sobie na luzie wiosłowaliśmy. Do czasu... Dopłynęliśmy do jednej przeszkody. Tata przepłynął, trochę go zniosło ale przepłynął. To co? My też płyniemy. Skończyło się na tym, że prawie przepłynęliśmy. :) Zaczęło nas odwracać i spokojnie byśmy wypłynęli tyłem gdyby nie pewna niepozorna gałązka. Przytrzymała nas w jednym miejscu i już byliśmy pod wodą. Zimna wogóle nie czułam, jedną ręką trzymałam się mini-gałązki a drugą ściskałam wiosło. Mnie do brzegu odholował tata, Tomasz sam dopłynął. Kawałek dalej tata ściągnął kajak do brzegu. Wspólnymi siłami wyciągnęliśmy go na brzeg, chłopaki wylali z niego wodę. Niestety nasze ciuchy na przebranie zostały całowicie zmoczone. Chyba worek był dziurawy... Jednak przy takim kopie adrenaliny nie było nam zimno. Wsiedliśmy spowrotem do kajaka i popłynęliśmy dalej. Dalsza podróż przebiegła spokojnie. Dwa pozostałe kajaki zatrzymały się na skarpach na grzyby, my z tatą popłynęliśmy sobie dalej. Na miejscu zbiórki byliśmy pierwsi. Zostawiliśmy tatę przy kajaku i poszliśmy dwie zmokłe sieroty do domu. Powiem tylko tyle, że po takiej przygodzie obiad smakował znakomicie. Obydwoje czekamy z niecierpliwością na przyszły rok i następny spływ. Szkoda tylko, że nie mamy zdjęć. Baliśmy się, że aparat zamoknie. I pewnie by popłynął z kajakiem. Pozdrawiam :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz